Dzień
piąty - 2017.09.29 - patrzeć na ręce?
Piątek
- nie dałam rady podjechać po południu nafaszerować klatki,
gorączka mnie zmogła, łażenie z gilem od poniedziałku…
Pomogła Ela M. pracująca w pobliżu. Wyszła z pracy
ok.19tej, spotkała obie karmicielki, nakarmić wysterylizowaną
kotkę były ok.16tej, teraz przyszły po raz drugi - pewnie z
kolejną porcją jedzenia. Dla kogo?
Na
szczęście była właśnie Ela M. - i dopilnowała nie-karmienia.
Być może dlatego bardzo szybko do jednej z klatek - z parkingu
przestawionej pod bramę - zapał się młody łaciatek, a zaraz po
nim do tej samej klatki - duży łaciatek. Ok.20tej dzwoniły do
mnie wszystkie trzy panie - Ela M. i dwie karmcielki - nie
słyszałam dzwonków….
Obudziłam
się przed 22gą, oddzwoniłam i zaczęłam wyjaśniać ilość kotów
z karmicielkami, bo wg mojego rachunku nie złapało się
jeszcze jedno czarne coś z Potza. I tu kolejny zonk - bo
oprócz „ich” kotów przy Potza kręci się tam jeszcze jeden
„nie-ich”, bardzo ostrożny. Pierwszy raz o nim usłyszałam…
A wiecie, jak ja reaguję na hasło „nie-mój, tylko na stołówkę
przychodzi”. Sorki, ale te łapane przeze mnie przez ostatni
tydzień koty - też nie-moje, więc właściwie po co tyle czasu
na nie zmarnowałam?
Czyli
mogą być jeszcze dwa czarne niezłapane.
Tak
czy owak, od poniedziałku wracam do pracy w godzinach 8-19, klatka
może tam stać - ale pod opieką karmicielek, ew późnym
wieczorem podjadę po coś złapanego. Ładowanie świeżą karmą
i sprawdzanie - chyba nie wymagam za wiele? A może jednak za
wiele?
W
niedzielę wypuściłam trzy koty - czarne oczywiście, w obecności
karmicielek. Do dziś - poniedziałek 2017.10.02 godz.12.00 -
nic więcej się nie złapało.
Postanowiłam
wyjaśnić jeszcze sprawę owej kotki niewysterylizowanej przez
brzydkiego p.Krzysztofa. Ponieważ od karmicielek informacji
konkretnej nie mogłam się doprosić, oprócz tej, że jedna
p.Krzysztofa w ogólne nie zna, ale druga wg tej pierwszej znać go
powinna, zadzwoniłam do tego pana - żadnej z karmicielek nie
kojarzy. Kotka owszem, niełapalna Snikers - dostaje proverę,
kociaków nie ma. Dodam, że znam tego pana od 2008, pożycza ode
mnie klatki-łapki, sterylizuje, często za własne pieniądze,
ratuje maluszki. Młody nie jest, problemy, i to poważne - też
ma. Chciałabym więcej takich jak on…. Ta jego kotka Snikers -
mieszka za II DS-em. Dla porównania plan okolicy - mała
prawdopodobnie, by kotka przechodziła przez Aleję Politechniki zza
IIIgo DS-u do parku pod Wydział Architektury - do stołówki C.
Ponieważ
Ela M. kilkakrotnie wspominała o dwóch oswojonych kotach, również
karmionych przez te panie, pogrzebałam sobie po FB i znalazłam TO:
[
Dwa
niewycięte oswojone koty, o których przez TYDZIEŃ codziennych
sterylkowych kontaktów te panie „zapomniały” mi powiedzieć.
Docisnęłam
- kotka dostaje prowerę, a kocurek….. eee… Koniecznie trzeba
je sterylizować? A jak się obrażą i już nie przyjdą? Karmione
są w kociej stołówce C - p.Krzysztof nie ma z nimi nic wspólnego
- więc właściwie obie panie powinny spod stołu odwołać to, co
o nim mówiły. Zdjęcia nie moje, ściągnięte z FB.
Przypomnę
- mieszkam na głębokich Bałutach, dojazd do Stefanowskiego to
prawie godzina, druga na powrót. Gdyby karmicielki choć słowem
napomknęły, mogłam te koty zabrać na sterylkę co najmniej 4x -
w poniedziałek, wtorek, środę czy czwartek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz